piątek, 13 stycznia 2012

Drwal, Drwalem, Drwalowi

Drwal. Michała Witkowskiego vel Michaśki. I czytam recenzji mnóstwo całe, że Gombrowicz, że cud nad Wisłą nowy, że cudne zdania, że trzeci w plebiscycie na młodego polskiego pisarza autor, że że żę. I ja już po takich opiniach, pędzę i lecę i kupuję i czytam.
Momencik,  podtrzymamy suspens.
Michaśki fanem może i ja nie jestem, ale i Margot nieszczęsną, pustą, smutną tą swoją niby perwersją, niby realizmem jakimś tam polsko-magicznym* przesyconą czytałem. I Barbarę Radziwiłłównę też, i tam były zdania, ba! strony całe takie ładne zwyczajnie, do zgięcia rogu, podkreślenia uprawniające. Jak fragment z pociągami, z sarną, i dużo tego tam było, bo dobra to książka i Michaśka dała popis. Więc z tęsknotą ja czekam, na nowe jego literki na białym papierze umazane. Bo wiedziałem, wiedziałem, że dorósł, że dojrzał, że ja też dojrzałem i ujrzę w jego dziele następnym Coś.
I zaczyna się to wszystko u mnie - w grudniu, deszczowym popołudniem, u niego - w listopadzie, deszczowym rankiem, w pociągu nad morze polskie, deszczowe, paskudne Międzyzdroje i okoliczne lasy, ośrodki opuszczone zwiedzać, lujom nakupowywać, neurotycznym być i wogóle. Fabuły nie zdradzam, bom nie z tych.
I w tej korelacji pogodowej (że pada), czytam sobie i myślę, rację mieli, Adaś M. et consortes i Pocztówki z Paranoi i faktycznie Gombrowiczem zawiewa, ale tak ledwo, i może to się zmieni bo stron dopiero 100. Potem 200, potem 300, potem literki KONIEC ładną czcionka napisane ujrzałem. I Gombrowicza w miarę czytania mi ubywało. I zdań nad którymi bym się pochylił i uśmiechnął, czy tam wydzieliną jakąś strzyknął, też mniej i mniej się robiło, aż nie było ich wcale. I zacząłem widzieć rzeczy złe. Że książka ta, przygodowa ma być, chłopięta młode przyciągająca ku autorowi, nie przyciąga. Nic chłopięciu mojemu wewnętrznemu nie robi, bo chłopię przygód chce! A nie marek zza każdego rożka kartki wystających, marek nudnych, pustych. Jak chłopię moje wewnętrzne marki będzie chciało pooglądać, na ulicę wyjdzie i się rozejrzy. Ja w książce czego innego oczekuję, panie Michaśka! Jak smutno, to pełną gębą, jak miłośnie to z impetem, jak strasznie to niech będzie strasznie! A tu nijako i nijacej z każdą stroną. I myślę sobie, ha! ale tajemnica jest przynajmniej, tajemnicę Pan mi rozwiążesz, lepiej mi będzie. I strony się ku okładce chylą a ja już wiem. Że znów sobie ktoś tu ze mną pogrywa literacko nieprzyjemnie. Że Michaśka-Michaśką, Michaśce przysługę wyświadczyliście panowie redaktorstwo. Że Gombrowicza tu mało, mniej niż się zdawało. Że przygody tu, kryminału, też niewiele. Że to, zwyczajnie, stary Michaśka, kilka dobrych zdań napisał i wsadził pomiędzy 400 stron, coby się sprzedawało. I spojrzałem na deszcz ten grudniowy i pomyślałem: "oj, oj, oj".


PS. Przeczytać fragment o grzebaniu Psa przez luja, bo dobry jest.


*polsko-magiczny realizm to taki, który nie jest magiczny ale realizmem też nie jest. Jest polski.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz