czwartek, 23 lutego 2012

Sherlock

Zawsze myślałem, że jestem jednym z niewielu, którzy mają lekką obsesję na punkcie detektywa z Baker Street. Ale wychodzi na to, że wcale nie. Sherlock okazuje się być tak wszędzie, jak tylko być można.
Oczywiście, obsesja nie zaczęła się wczoraj. Najpierw na punkcie detektywa zwariował Londyn - włącznie z tym, że A.C. Doyle zmuszony był swojego bohatera najpierw zabić, a potem przywołać do życia. Pod wpływem czytelników. Potem nadchodzą kolejne fale manii - najlepiej pisze o tym David Grann jednym z reportaży w "The devil and Sherlock Holmes" - opisuje tam sprawę badaczy zajmujących się Sherlockiem "na poważnie", z piekielną precyzją wbijających się w opowieści snute przez dr Watsona. Sam zaczyna się ich szaleństwem zarażać, a dochodzi do tego jeszcze sprawa niewyjaśnionego morderstwa wśród członków Klubu Sherlocka.
Ale teraz, teraz szaleństwo przybrało rozmiary niesamowite. A wszystko przez serial BBC - "Sherlock". Osadzona we współczesnym Londynie, przenosząca wiernie i z pomysłem w dzisiejsze realia wiele najważniejszych opowieści z tzw. kanonu Holmesa, genialna produkcja. Jest tu wszystko: przerażający złoczyńca, dr Watson z krwi i kości, Sherlock przedstawiony jako socjopata o nadnaturalnych zdolnościach i całe mnóstwo dobrego kina. Jak z XIX-wiecznej postaci literackiej zrobić współczesnego idola? Ja nie wiem, składam mu tylko hołdy. Należy zapytać Moffata. I Doyle'a, tylko na to chyba za późno. 



Ps. Jest jeszcze dostępne w sieci opowiadanie Neila Gaimana - o treści się nie wypowiem, ale stylizacja na gazetę z epoki jest świetna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz